O pobudki związane z niechęcią na tle narodowościowym oskarża wójta Konopnicy były mieszkaniec gminy. A chodzi o przystanek dla dzieci (ukraińskich, ale nie tylko), z którego autobus szkolny mógłby je zabierać. Wójt odpowiada, że nie dzieli maluchów na polskie i obce, a brak zgody (póki co) na postawienie przystanku wynika z analizy przepisów, podpartej obliczeniami odnośnie możliwości finansowych gminy.
Suchej nitki na Grzegorzu Turalczyku, wójcie Konopnicy, nie zostawia Paweł Urbaniak. Mężczyzna zaznacza, że już nie mieszka na terenie gminy, ale jego bliscy owszem. Poza tym pomaga rodzinom ukraińskim, które tutaj przebywają. Cała sprawa dotyczy właśnie chęci pomocy. Teraz dzieci, które mieszkają w okolicy ul. Wczasowej, zarówno mali Polacy, jak i mali Ukraińcy, maszerują do szkoły pieszo. Urbaniak chciał, aby mogły dojeżdżać autobusem, który tamtędy i tak przejeżdża z Bębnowa. Na takie rozwiązanie ma kręcić nosem wójt. W całą sprawę został zaangażowany nawet rzecznik praw dziecka.
Przepisy stanowią, że dowóz dzieci do szkoły podstawowej to zadanie własne gminy. O ile odległość od domu do placówki wynosi więcej niż trzy kilometry (dla uczniów klas młodszych niż IV) lub więcej niż cztery kilometry dla starszych dzieci, samorząd musi zapewnić im bezpłatny transport. W innym wypadku gmina nie ma takiego obowiązku. O to, aby ustanowić dodatkowy przystanek, w okolicach ul. Wczasowej w Konopnicy wnioskował Paweł Urbaniak oraz matki, które przyjechały z Ukrainy. W międzyczasie rodziny wróciły do swojego kraju, ale pojawili się kolejni uchodźcy.
– Trudno zrozumieć brak akceptacji pomysłu postawienia przystanku inaczej niż niechęcią do Ukraińców wójta – uważa Paweł Urbaniak.
Jak wspomina, kiedy jego dzieci były małe, żona do szkoły je po prostu odwoziła.
– Mieliśmy czas, pieniądze i środki – wylicza.
– Tutaj sytuacja uchodźców jest inna. Nie rozumiem, dlaczego autobus, który i tak przejeżdża tędy z Bębnowa, nie może stanąć i zabrać tych dzieci. To co dzieje się teraz jest po prostu chore. Autobus szkolny mija dzieci, które idą do szkoły i nie może się zatrzymać. Maszerują i dzieci ukraińskie, i polskie. Chociaż spora część mieszkańców po prostu swoje dzieci dowozi – opisuje mężczyzna.
Urbaniak podkreśla, że po drodze nie ma chodnika i dzieci maszerują czasem po prostu po asfalcie, co jest po prostu niebezpieczne.
– Wójt mówi, że jeśli się zgodzi, to odezwą się też rodzice innych dzieci, np. w Piaskach i też będą chcieli przystanek. I bardzo dobrze, dlaczego mają nie mieć? – pyta retorycznie aktywista.
– Nikt nie oczekuje, że autobus zatrzyma się pod każdym domem, ale tam gdzie się da, dlaczego tych przystanków nie dołożyć? – zastanawia się.
– Rada gminy mogłaby to uchwalić, myślę, że rodzice chętnie pokryliby nawet część kosztów – sądzi.
Okazuje się jednak, że nie ma możliwości formalnej pobierania podobnych opłat, byłoby to niezgodne z prawem.
– Ja uważam, że nie można takiego dziecka nie zabierać, nie powinien autobus go mijać, bo ma 2,5 km do szkoły, a nie przepisowe trzy – piekli się Paweł Urbaniak.
– Dla mnie to jest nieprawdopodobne, bo jak jadę prywatnym samochodem i widzę dziecko, które maszeruje, to je podwożę – mówi.
– Argument, że jak się samorząd zgodzi na jeden przystanek, to popłynie lawina próśb o kolejne, do mnie nie przemawia. Niech popłynie, każde dziecko w gminie powinno mieć prawo do dowozu, a tymczasem zdarza się, że maszerują za autobusem – nie kryje irytacji Urbaniak.
– Uważam, że gmina jest po to, aby spełniać potrzeby dzieci i tych, które tu mieszkają na stałe i tych, które przyjadą – podkreśla.
Aktywista zwrócił uwagę na problem rzecznikowi praw dziecka. Liczy też, że uda się zainteresować parlamentarzystów tego rodzaju przypadkami, bo zdaje sobie sprawę, że przykład z Konopnicy prawdopodobnie nie jest odosobniony.
Tymczasem wójt Grzegorz Turalczyk broni się, że to nie od jego złej woli zależy funkcjonowanie przystanku w miejscu wskazanym przez Urbaniaka.
– Nie wiem czym się różni według tego pana (Urbaniaka, przyp. red.) polskie dziecko od ukraińskiego – pyta retorycznie wójt.
– Ja muszę zadbać nie tylko o dzieci uchodźców. Są też uczniowie w Szynkielowie i Rychłocicach. To nie jest tak, że wójt nie chce przystanku, bo nie, czy bo kogoś nie lubi. Przewozy realizuje firma zewnętrzna. Jest utworzona linia autobusowa, gmina dostaje do niej dofinansowanie z Urzędu Marszałkowskiego. Jeśli chcielibyśmy zabierać dzieci, które mieszkają bliżej, musielibyśmy puścić drugi pojazd lub podstawić większy. Ta odległość, którą muszą pokonać dzieci z miejsca, o którym mówimy, to 1,5 km, nie jak próbuje wmawiać mieszkaniec 2,5 km. Niech nie przesadza. I chodzi o drogę przez wieś, nie przez pola – dodaje.
Teoretycznie sprawa nie jest jeszcze do końca rozstrzygnięta. Wniosek, który złożył Paweł Urbaniak, nie został odrzucony. Jak zaznacza wnioskodawca ta sytuacja też nie jest dla niego korzystna, ponieważ bez oficjalnej odmowy nie może podjąć dalszych działań odwoławczych.
O sprawę postanowiliśmy również zapytać dyrektora Szkoły Podstawowej w Konopnicy, Michała Janika. Swego czasu również jego dzieci dochodziły do szkoły z okolic ul. Wczasowej. Dyrektor rozmawiał o sytuacji z rzecznikiem praw dziecka, który dzwonił do szkoły.
– Uważam, że dowóz dzieci na terenie gmin jest zorganizowany bardzo sprawnie i organ prowadzący wywiązuje się z zadania bardzo dobrze – zaznacza Janik.
– Przystanki są w odpowiedniej odległości, a dzieci nieraz są dowożone niemal pod dom. Właściwie teraz po raz pierwszy pojawia się tego typu problem, więc w tym wypadku trzeba usiąść, rozmawiać i próbować wypracować kompromis.
Dyrektor zaznacza, że Paweł Urbaniak jest bardzo zaangażowany w pomoc uchodźcom.
– Rozumiem, że wójt nie może działać poza prawem i przepisami, rozwiązanie musi być formalne – powtarza dyrektor Janik.
– Osobiście sądzę, że ten przystanek jest tam potrzebny. Nie uważam, aby można było porównywać sytuację małych uchodźców do sytuacji, w której są mieszkańcy gminy, bo jest ona po prostu wyjątkowa i potrzeba tu wyjątkowych rozwiązań – nie ukrywa swojej opinii dyrektor.
– W ogóle życzyłbym sobie, aby wszystkim moim uczniom było jak najlepiej i jak najwygodniej. Taką potrzebę, aby autobus się w okolicach ul. Wczasowej zatrzymywał, widzę. Nie usłyszałem z ust wójta kategorycznej odmowy.
Jak zaznacza Janik, Paweł Urbaniak wnioskował o utworzenie przystanku, kiedy opiekował się innymi rodzinami niż teraz. Obecnie chodzi o pięcioro uczniów, którzy przyszli do szkoły niedawno, ale już się bardzo dobrze zaaklimatyzowali.
– Był okres świąteczny, teraz są ferie i rozumiem, że było za mało czasu, aby organ prowadzący mógł podjąć jakiekolwiek decyzje – wskazuje Janik.