Trzy małe poduszki udało się napełnić piórkami podczas bialskich pierzawek. 4 lutego na sali przy OSP w Białej, spotkały się członkinie kół gospodyń wiejskich z terenu gminy, aby wspólnie, jak dawniej bywało, drzeć pierze.
Wyskubki, pierzajki, pierzawki – to nazwa zwyczaju ludowego. Dawniej gospodynie, które chciały uszyć dla siebie poduchy i pierzyny, spraszały na pomoc sąsiadki. W długie zimowe wieczory nie tylko zabijano czas pracą, ale gawędzono, śpiewano, a pierzajki zmieniały się w towarzyską rozrywkę. W sobotę Gminny Ośrodek Kultury w Białej wspólnie z kołami gospodyń przypomniał, na czym polega ten zwyczaj. O to, aby biesiada przebiegała w odpowiedniej atmosferze zadbali: Zespół Śpiewaczy z Białej, Zespół Śpiewaczy „Naramianki”, młodzież z sekcji muzycznej GOKiS-u w Białej oraz Kapela Ludowa „Lututowianie”. Bialskie pierzawki odbywały się po raz trzeci.
– Jest to tradycja, gospodyni zapraszała do domu inne kobiety, aby pomogły jej skubać pierze, pierzawki dotyczą takich czasów, kiedy jeszcze wieś była samowystarczalna – wspominała dyrektor GOKiS-u, Katarzyna Pichlińska.
– Hodowało się gęsi, kaczki. Gospodynie same często te gęsi podskubywały, jak zebrały odpowiednią ilość pierza, wtedy odbywały się pierzajki.
Takie spotkanie, również towarzyskie, trwały nieraz do późnego wieczoru. Teresa Szkop pamięta, jak to faktycznie wyglądało.
– Schodziły się sąsiadki, skubały, ptaszyska wpuszczali, u nas to nawet gołębie były, a pierze ze stołu poszło – śmieje się do swoich wspomnień.
– Ja już pod pierzyną nie śpię, ciężko mi jest wynieść na dwór, żeby przewietrzyć, ale długo spałam – zaznacza pani Teresa.
Janina Jamrozik przypomina, że obecnie ludzie nie muszą tak mocno się przykrywać, dlatego rezygnują z grubych okryć w nocy.
– Dawniej nie było centralnego ogrzewania, więc jak były pierzyny, to było bardzo dobrze, bo ciepło, dziś trzeba się tylko lekko przykryć, ponieważ w mieszkaniu jest ciepło – zaznacza.
Pani Janina zdradza, że nie tylko kawalerowie robili dowcipy pannom.
– Potem jak się szło do domu, to się te poduchy brało w miski i kawalerom się rozsypywało – śmieje się.
– Jak się skończyła pierzawka, to co u niektórej gospodyni była obfita kolacja, a po kolacji ktoś przyszedł z akordeonem, pograł trochę, potańczyliśmy i nieraz to się kończyło i o trzeciej w nocy – opowiada gospodyni.
Podczas pierzajek w Białej do pracy przy darciu pierza zostali namówili radni powiatowi, Agnieszka Wasińska i Grzegorz Mielczarek. Dla obojga z nich to był pierwszy raz w takiej roli.
– Myślę, że musiałabym się od pań dużo nauczyć, gdybym całą noc darła, może udałoby się zrobić jasiek – żartowała Wasińska.
– To jest bardzo żmudna praca, dlatego taka poduszka niemało kosztuje – dodawał Mielczarek.
– Pamiętam, że moja babcia, prabacia, skubała i spała na poduszkach z pierza. Teraz już się tego nie praktykuje. Opuszkami palców to tak źle nie szło – opowiada o swojej technice radny.