Mieszkańcy Niwisk Dolnych stanowczą sprzeciwiają się dalszemu wydobyciu kamienia z pobliskiej kopalni. Liczą, że właścicielowi nie uda się przedłużyć koncesji, ani uzyskać zmian w planie zagospodarowania przestrzennego, dzięki czemu mógłby zwiększyć powierzchnię wydobycia. Sołtys wsi, Katarzyna Jurczyńska, tropi nieścisłości w wypowiedziach przedsiębiorcy i nie kryje, że mieszkańcy nie oczekują od niego niczego, poza zakończeniem działalności w ich wsi.
Katarzyna Jurczyńska nie ukrywała irytacji po zapoznaniu się z wypowiedziami Cezarego Obalskiego oraz Tomasz i Piotra Wąsów.
– Na pewno zebranie sołeckie nie odbyło się na ich prośbę (styczniowe, przyp. red.), jak twierdzą, ale to ja je zwołałam, ja zaprosiłam radnych i władzę – twierdzi sołtyska
– To ja zaproponowałam panu Obalskiemu, że mogę coś takiego dla niego zrobić.
Jurczyńska opowiada, że na tydzień lub półtora tygodnia przed styczniowym spotkaniem z mieszkańcami dzwonił do niej przedsiębiorca, ostatecznie umówili się na rozmowę w jej domu.
– Dzwonił do mnie i pytał, jak zawsze, co z mieszkańcami i dlaczego są przeciwko niemu. Na tym spotkaniu byłam ja, mój mąż, pan Obalski i panowie Wąsowie. Cały czas zastanawiali się, dlaczego mieszkańcy są tak negatywnie nastwieni. Powiedziałam „panie Obalski to jest wynik pana działalności przez tyle lat. Mieszkańcy nie oczekiwali, że pan będzie stawiał te altanki, że pan będzie dofinansowywał, tylko że pan będzie dbał o tę drogę” – relacjonuje sołtyska.
Jurczyńska zaznacza, że radziła, aby przedsiębiorca przygotował na spotkanie z mieszkańcami swoją propozycję współpracy.
– Tymczasem na zebraniu usiadł, nie powiedział nic, najwięcej mieli do powiedzenia właściciele działek – wraca wspomnieniami do styczniowych obrad.
– Ja przeszłam po wszystkich mieszkańcach i poprosiłam, aby przyszli na zebranie. I dopisali – kwituje Katarzyna Jurczyńska.
Sołtyska podaje, że kiedy została wybrana, liczyła na współpracę z przedsiębiorcą, podobnie jak z innymi firmami.
– Organizowałam Mikołajki i zwróciłam się o wsparcie, teraz dowiaduję się, że wymienialiśmy smsy, a to jest po prostu nieprawda – twierdzi Jurczyńska.
– To mnie zabolało, bo nie były to żadne smsy. Najpierw rozmawialiśmy o pewnej kwocie, potem pan Obalski oddzwaniał, odpisałam mu, że może taką, a nie inną, bo coś do paczek byśmy dołożyli. To była jedna rozmowa i jeden sms – podkreśla.
– Podobnie było z altaną, po tym jak pan Obalski dowiedział się, że wieś jest na „nie” temat po prostu upadł – dodaje.
– Przedsiębiorca jest zdziwiony, bo dał 1,5 tys. zł na wieś, a ludzie dalej są na „nie”.
Jak zaznacza sołtyska Obalski na kiepskie relacje z tutejszymi miał pracować od dawna.
– Ja to odbieram wszystko na zasadzie próby przekupienia mieszkańców, dam wam coś, a wy mi pozwólcie działać, ale to tak nie funkcjonuje – uważa Jurczyńska.
– Powiedziałam mu, że po prostu za późno zaczął działać. Być może miał chęci, żeby wioskę wspierać, ale nigdy z inicjatywą nie wyszedł – dodaje.
Tutejsi największe pretensje mają o rozjeżdżoną drogę, już teraz obawiają się, że nowy asfalt zniszczą ciężarówki, które zgłaszają się na kopalnię po urobek.
– Nie mamy teraz zdjęć, i też nie zgłaszaliśmy się nigdzie, tylko rozmawialiśmy ze sobą, bo sądziliśmy, że po prostu skończy się koncesja i stąd pójdzie – dodaje sołtyska.
– Czujemy się oszukani, bo kilka lat temu zobowiązał się dbać o drogę, a tymczasem ją zdewastował.
Jurczyńska jest zdziwiona tym, że Cezary Obalski chce nawiązać współpracę z jakimś miejscowym stowarzyszeniem.
– Wysłał nam świstek bez pieczątki, bez podpisu, w którym oferuje się nawet do położenia asfaltu na ul. Wiśniowej, chociaż jednocześnie twierdzi, że ma długi i leasingi – dziwi się kobieta.
– My sobie po prostu nie wyobrażamy dalszej współpracy z tym panem – kwituje sołtyska.
Jurczyńska jest zdzwiona stwierdzeniem przedsiębiorcy, że zaoferował tłuczeń pod wyrównanie drogi.
– Owszem, powiedział, że może dać to, co ma na kopalni, niestety nie udało mi się załatwić ciężkiego sprzętu, którzy by to mógł rozrównać. Dzwoniłam do Cementowni, ale tam takim nie dysponują, z kolei gminne maszyny pracowały w innym miejscu, więc nie jest prawdą, jak przedsiębiorca twierdzi, że wszystko zamiotłam pod dywan – irytuje się sołtyska.
– Powiedziałam mu, że nie wezmę łopaty i nie pójdę tego rozgarniać sama. Mógł wyjść z inicjatywą, pokazać, że mu zależy, uruchomić swoje kontakty – uważa Katarzyna Jurczyńska.
Jak zaznacza Niwiska Dolne są wsią raczej zgraną i na razie nic nie wskazuje, aby ludzie w sprawie działalności przedsiębiorcy mieli zdanie zmienić.