Mieszkańcy Niwisk Dolnych od dawna skarżą się na uciążliwości, wynikające z pracy kopalni kamienia. Ciężkie pojazdy, wywożące urobek, mają niszczyć drogi, przyczyniać się do błota jesienią, a do kurzu latem. Domy w wyniku działalności przedsiębiorcy mają pękać. Dlatego też tutejsi mówią stanowcze „nie” próbom rozbudowania powierzchni eksploracji. Koncesja na wydobycie z obecnego złoża obowiązuje tylko do końca roku. Mieszkańcy Niwisk dali jasno do zrozumienia samorządowcom, że nie zgadzają się na zmiany w planie zagospodarowania przestrzennego, które umożliwiłyby wydobycie surowca w innej części działki.
Podczas zebrania wiejskiego w Niwiskach Dolnych, 24 stycznia, licznie zebrani mieszkańcy, samorządowcy oraz przedsiębiorca i właściciel działki, na której działa kopalnia, dyskutowali o możliwości powiększenia powierzchni wydobycia. Tutejsi wykorzystali okazję, aby wytknąć przedsiębiorcy, Cezaremu Obalskiemu, wszystkie uciążliwości, z którymi w wyniku pracy firmy muszą się mierzyć. Nie kryli również obaw, że droga, która jest właśnie modernizowana, Niwiska Dolne – Grądy, zostanie wkrótce rozjeżdżona przez ciężarówki, wywożące urobek.
– Zgodnie z ustawą, po drogach publicznych pan może jeździć do 11,5 t nacisku na jedną oś – przypominała jedna z mieszkanek, nie kryjąc wątpliwości, czy ciężarówki wyjeżdżające z kopalni utrzymują te normy, jej zdaniem pojazdy mogą być przeładowane.
– Wielokrotne jeździły naszą drogą Wiśniową, która po pierwsze nie jest przystosowana technicznie, żeby takie auta się poruszały, a jest ścisła zabudowa, (…) wielokrotnie przejeżdżał pan przez naszą wieś. Żeby samochody tego typu i tego gabarytu mogły przejechać powinien być jakiś chodnik dla pieszych. Nie mamy tego – podnosiła kobieta, twierdząc, że nie czuje się bezpiecznie idąc z dziećmi na spacer.
Mieszkanka podawała też, że samochody wzniecają ogromne ilości kurzu. Jej zdaniem dochodzi wręcz do uszkodzeń nieruchomości.
– Dwa lata temu założyliśmy sobie z mężem kostkę, zapłaciliśmy za nią dużo, oszczędzaliśmy kilka lat, jesteśmy 12 lat po ślubie i prawie 12 lat odkładaliśmy na ten dom, żeby go wykończyć, żeby założyć kostkę, ogrodzenie, w tej chwili jest to zniszczone – żaliła się mieszkanka.
– (…)W kilu miejscach jest przebarwiona czymś białym, więc nie wiem co tam jest na tej drodze, co było wysypywane. Nie były to na pewno kamień, było barwione. To jest szkoda na moim mieniu, kto mi teraz za to zwróci? Mamy kredyt, musimy go spłacać, a nikt mi nie zagwarantuje, że nie będzie dalszych uszkodzeń, nie popękają ściany (…) – wystąpienie kobiety inni przyjęli głośnymi oklaskami.
Inna z mieszkanek zarzuciła właścicielowi działki zakopanie żeremi bobrów. Zaznaczyła, że w jej dom w wyniku działania kopalni popękała ściana i sufit.
Burmistrz próbował tonować atmosferę dyskusji.
– Jestem zwolennikiem kompromisów, ani mieszkańcy nie będą w 100 procentach zadowolenia, ani inwestor, ale można poszukać takich alternatyw żeby wieś na inwestycji skorzystała – Piotr Mielczarek namawiał strony do poszukania wspólnego mianownika.
Cezary Obalski nie miał jednak żadnej propozycji. Jak wytykali tutejsi, nie wywiązał się nawet z danych im uprzednio obietnic.
– Obiecywał pan złote góry, byłam na jednym spotkaniu z panem i obiecywał pan, że dwa razy do roku będzie pan równał drogę, może z raz była robiona – mówiła mieszkanka.
– Czy pan jest w stanie nam cokolwiek zaproponować, zaoferować jako mieszkańcom? – dopytywali tutejsi.
Jak wspomina burmistrz przedsiębiorca opowiadał mu o rekultywacji terenu w przyszłości. W tym miejscu miałby powstać zbiornik wodny.
– Osobiści ten pomysł mi się podoba, jest bardzo wiele przykładów, jak pięknie potrafią być zrekultywowane tereny po wyrobiskach wapiennych, woda jest błękitna, to mogą być cudowne miejsca, ale zanim się takimi staną, to się wiąże z uciążliwościami – podawał burmistrz, proponując, aby przedsiębiorca jasno określił, co jest w stanie dla mieszkańców zrobić.
Ten jednak nie miał nic do powiedzenia.
Ze swoją negatywną opinią nie kryli się radni, którzy pojawili się na zebraniu.
– Jestem całkowicie po stronie mieszkańców – zapewniła Beata Stwaiak, dodając, że w okolicy, skąd pochodzi, właściciel firmy wykupił działki z prywatnych rąk, a teraz teren został zdewastowany. Przypomniała też, że działki dla Eko-regionu zostały przekazane w dobrej wierze, a obecnie gmina nie ma wpływu na decyzję śmieciowego giganta.
– (…) dzisiaj się musicie zastanowić na przyszłość, co was może spotkać, bo to że firma się deklaruje na rekultywacje terenów w przyszłości to jedno. Będziecie musieli podpisać umowę prawną (…) Każde przedsiębiorstwo ma coś takiego, jak społeczna odpowiedzialność biznesu i niweluje skutki uboczne swoich działalności. Tak działają firmy, które chcą coś zrobić i mają na to środki, ale nie mniejsi inwestorzy. Zastanówcie się państwo, aby później, przez 10 lat, nie ponosić konsekwencji – stwierdziła, a mieszkańcy bili jej brawo.
Przeciwny inwestycji jest również przewodniczący rady miejskiej, Leszek Janeczek. Samorządowiec sprawdził, że od 2019 r. dzięki działalności kopali do budżetu gminy wpłynęło zaledwie kilkadziesiąt tys. zł. Jego zdaniem, gdyby oczekiwane zmiany w planie zagospodarowania nastąpiły, doszłoby do zniszczenia terenu leśnego i degradacji ekosystemu.
– Przeliczając skutki działalności na ekosystem, skutki dla kolejnych pokoleń, gdzie wasze dzieci będą je ponosić i o nich musicie myśleć, to ja uważa, że te dochody są marne w stosunku do działalności kopalni – nie krył swojej opinii Janeczek.
– Ja jestem osobiście przeciwny tej kopalni, ponieważ niesie za sobą zbyt duże skutki dla środowiska i pogarsza komfort życia mieszkańców – zaznaczył.
Ostatecznie mieszkańcy przyjęli podczas zebrania uchwałę o tym, aby zmian w planie, oczekiwanych przez przedsiębiorcę, nie wprowadzać.
– Ja bym się chciała zwrócić do państwa radnych, aby sobie wzięli do serca to, o czy mówimy – zwróciła się z apelem do samorządowców jedna z mieszkanek.
– Bardzo zależy nam na spokoju, żeby tę drogę, na którą czekaliśmy tyle czasu, utrzymać w należytym porządku. Nie chcemy nieporozumień. Mam nadzieję, że pan nas zrozumie jako mieszkańców – skierowała się w stronę przedsiębiorcy.
– Z przykrością mówię, że miał pan tyle razy okazję, żeby pokazać nam, iż panu też zależy, żeby nawiązać kontakt z nami. Teraz kiedy pan ma nóż na gardle, pana się do nas zwraca z prośbą. Rozumiem że to jest pana kawałek chleba, ale proszę nas zrozumieć jako mieszkańców. Jak my teraz mamy panu mamy zaufać? Że pan cokolwiek zrobi dla tej wsi, jak tyle lat minęło, a pan nie zrobił nic – zakończyła.
Piotr Mielczarek przyznaje, że przedsiębiorca nie miał dla mieszkańców żadnej propozycji czy alternatywy.
– Stanowisko mieszkańców jest jasne, ich uchwała jest opiniująca, ale dla mnie to jasny sygnał – podaje.
– Skorzystam ze swoich uprawnień i nie planuję poddawać pod głosowanie zmian, jakich oczekują przedsiębiorca i właściciel działki. To rada gminy podejmuje decyzję o zmianach w planach zagospodarowania przestrzennego. Z tego co widzę również wśród członków rady nie zyskałby ten pomysł uznania.