Dziś Światowy Dzień Walki z Otyłością. Z tej okazji przypominamy historię naszej czytelniczki.
Zrobiła to, o czym marzą tysiące grubasów. W zaledwie kilka miesięcy pozbyła się 59 kilogramów i zaczęła żyć w nowym, lepszym ciele, ciesząc się każdym dniem. Monika Kędziora z Dzietrznik jest bohaterką, szczególnie dla tych, którzy zmagają się z otyłością. Udowodniła, że się da. Pokazała innym drogę…
„Widziałam te spojrzenia”
Monika Kędziora ma 29 lat. Mieszka w Dzietrznikach, w gminie Pątnów. Pracuje w miejscowym markecie i razem z mężem wychowuje 8-letniego syna Igora. Z nadwagą zmaga się od dawna.
Problem otyłości dotyczy coraz większej ilości społeczeństwa. Dużo pracujemy, źle się odżywiamy, unikamy ruchu, zajadamy stres.
Grubym być, łatwo nie jest. Bo po pierwsze, organizm daje znać, że w wielu kwestiach, staje się niewydolny. A po drugie większość walczących z otyłością nie radzi sobie z negatywnym odbiorem społeczeństwa, szczególnie że żyjemy w czasach wszechobecnego hejtu. Gdy jedni się śmieją, drudzy przeżywają istne katorgi. Tak było także w przypadku Moniki Kędziory.
– Widziałam te spojrzenia. Nie musieli nic mówić – wspomina młoda kobieta.
Zdarzało się, że mówili wprost „ale gruba”, „patrz na nią”, „widziałeś to coś?”. Niemiłe komentarze, rzucane niby szeptem, słyszalne są tak samo dobrze, jak te bezczelne, wykrzyczane w twarz lub opublikowane w Internecie. Grubi wiedzą, że są grubi, a ci którzy nie mają tego problemu wiedzą, że wytykanie otyłości boli. Mimo to, nic się w tej materii nie zmienia, choć mogłoby się wydawać, że coś do nas (polskiego społeczeństwa) pomału dociera.
„Monika, ogarnij się!”
Monikę pogrążyły przede wszystkim słodycze i nocne podjadanie najbardziej zakazanych produktów.
– Pracuję w markecie, więc zanim wychodziłam do domu, kupowałam tonę słodyczy i chipsy do tego. Wracałam do domu, siadałam przed telewizorem i jadłam – opowiada.
A działo się tak, najczęściej po godz. 23. Wiedziała, że to szkodzi, ale nie potrafiła się powstrzymać. Do zmęczenia dochodził stres, związany m.in. z chorobą męża i niełatwą codziennością.
W diecie Moniki prócz wspomnianych słodyczy i chipsów, nie brakowało wysoko słodzonych napoi. Sławetna cola, była napojem podstawowym.
– Potrafiłam zjeść coś rano, potem nie jeść nic cały dzień, a potem opychać bez umiaru wieczorami – wspomina Monika.
Puchła w oczach. Źle się czuła. Nie potrafiła na siebie patrzeć, spoglądając w lustro. Miła bardzo niską samoocenę. Najbardziej bolały zakupy. Gdy wybierała się kupić coś nowego, wszystko było za mała, za ciasne…
– Mogłam kupić cokolwiek do ubrania wyłącznie w Internecie. A na problemie z ubiorem się nie kończyło – zaznacza.
Kędziora miała też duże problemy, np. szukając pracy. Bo przecież wiadomo, że prócz kompetencji, której jej nie brakuje, pracodawcy patrzą także na wizerunek, osoby ubiegającej się o dane stanowisko.
– Co z tego, że CV było dobrze napisane? Co z tego, że spełniałam wszystkie formalne kryteria? Skoro była nieatrakcyjna i wyglądałam fatalnie – rozkłada ręce.
Koleżanki z pracy mówiły wprost „Monika, ogarnij się. Zrób coś ze sobą!”. Przez długi czas, Monika zdawała się nie słyszeć tych apeli.
– To do mnie nie docierało. Bagatelizowałam problem – przyznaje.
Wkładała na siebie coś czarnego, podobno to wyszczupla. Ale nawet w czarnym, wszyscy widzieli, że mówiąc wprost – jest gruba.
Ale jej koleżanka z pracy, Karolina, nie odpuszczała. Skutecznie wywierała presje. Nie przebierała w słowach i zdecydowanie pchnęła Monikę do walki o lepsze, zdrowe życie.
– Wjechała mi na ambicje, to był taki zimny prysznic. Dziś jestem jej bardzo wdzięczna – akcentuje Monika Kędziora.
Zero cukru i ruch
Po ostrej rozmowie z koleżanką Karoliną, w Monice coś pękło. Postanowiła zmienić swoje życie. Zrobić coś w końcu dla siebie. Następnego dnia zapisała się na studia podyplomowe i odwiedziła Studio Figura w Pajęcznie.
Zgłaszając się do Studia Figura w Pajęcznie, Monika nastawiała się na zabiegi, które pomogą jej pozbyć się zbędnych kilogramów.
– Dziewczyny ze studia szybko wybiły mi z głowy myślenie, że same zabiegi mi pomogą. Najpierw musiałam zastosować dietę, zacząć się ruszać i zjechać z wagi – opowiada Monika Kędzia.
Rozpoczynając walkę z otyłością ważyła 148 kg. Najtrudniejsze były początki, bo mimo wysiłku, nie było widać rezultatów, ale nie poddawała się.
– Przestałam jeść słodycze, pić słodkie napoje, wyrzuciłam z diety całe śmieciowe żarcie – opowiada.
– Zaczęłam pić dużo wody i regularnie się ruszać. Ale bez pomocy pań ze Studia Figura nie dałabym rady – mówi Monika.
Jadła ciemne pieczywo, nabiał, warzywa, owoce, chude mięso. Łatwo nie było, bo przecież pozostali członkowie rodziny, dalej jedli wszystko co zakazane.
– Byłam tak mocno zmotywowana, że nie przeszkadzało mi, gdy ktoś obok opychał się słodyczami – wspomina z niekrytą dumą.
Oczywiście w trakcie kilkumiesięcznego odchudzania Monika miała chwile zwątpienia. Ale zagryzała zęby i nie poddawała się, bo wiedziała, że to jest jedyna szansa na lepsze, zdrowe życie.
– Niezależnie od samopoczucia wsiadałam w samochód i jechałam do Pajęczna – opowiada.
– Jakoś przetrwałam – wzdycha.
Oczywiście odchudzanie bez ćwiczeń, jest niemożliwe. Rower, bieżnia to był standard.
– Przy 148 kg bieganie czy jakiś większy wysiłek fizyczny, to jest masakra – nie owija w bawełnę Monika.
– Kasia, która mnie prowadziła, stała przy bieżni, żebym czasami nie odleciała – dodaje z uśmiechem.
Do Pajęczna na treningi jeździła trzy razy w tygodniu. W pozostałem dni ćwiczyła, gdzie się da.
– Jednym z moich treningów było chodzenie po schodach przy kościele w Dzietrznikach. Góra –dół, góra-dół, góra-dół… I tak wiele razy – opowiada.
Chodziła lub biegła truchtem z Dzietrznik do Pątnowa. Zresztą kierunek się nie liczył, najważniejsze było, żeby się ruszyć z domu i pokonać jakiś sensowny dystans.
Zaskakujący dla znajomych i rodziny Moniki był nie tylko fakt samej przemiany i procesu odchudzania, ale także jej udział w Wieluńskim Biegu Pokoju.
– Nie wiem co mi strzeliło do głowy. Ale zapisałam się – opowiada Monika Kędziora.
Monika przyznaje, że na metę dotarła jako jedna z ostatnich zawodników, ale wystartowała i pokonała pięciokilometrowy dystans tak jak potrafiła. To był wyczyn wart poświęcenia.
– Gdy zobaczyłam tam samych wysportowanych biegaczy, chciałam uciec… Ale namówiły mnie dziewczyny. Trzęsłam się jak galareta, ale dałam radę.
„Mamo, ale jesteś piękna”
Po metamorfozie Moniki nie poznają ludzie. A ci, którzy wiedzą, że to ona, gratulują lub bez słowa kiwają głowami.
– Ostatnio spotkała mnie klientka, jeszcze z Ożarowa, bo tam kiedyś pracowałam. Nie poznała mnie – opowiada.
Zadowolenia nie kryje mąż, siostra, rodzice, znajomi. Wszyscy jej bardzo kibicowali. Nawet syn Igor jest bardzo dumny z mamy. Gdy zrzuciła kilogramy, usłyszała od niego, że jest piękna. Popłakała się ze szczęścia.
– Mama bardzo schudła i teraz jest lepiej – mówi, delikatnie zawstydzony, 8-latek.
Dziś Monika waży 89 kg i ponownie bierze się za siebie. Chce zrzucić jeszcze kilka kilogramów. Jej marzeniem jest 80 kg.