Jest już emerytką, ale czas emerytury spędza bardzo pracowicie. Aktywnie działa m. in. w Klubie Seniora w Skomlinie. Kilkanaście lat temu odkryła w sobie umiejętność tworzenia rymowanych wierszy. Od tamtego czasu sprawiła nimi i wciąż sprawia radość wielu ludziom. Najczęściej swoim znajomym.
Wcześniej nic nie zapowiadało, że Alina Idasiak będzie kiedyś pisała takie utwory. W szkole podstawowej żadnymi umiejętnościami w tym zakresie nie wykazywała się. Nie lubiła pisać opowiadań, czy innych dłuższych wypracowań. Znacznie lepsze oceny niż z języka polskiego dostawała z rosyjskiego. Dziś koleżanki ze szkoły wypominają jej, że miała ukryty talent i nigdy go nie ujawniała.
– Widocznie do takich wierszyków nie miałam wtedy jeszcze głowy – uśmiecha się Alina Idasiak. – Nie wiem, kiedy mnie ta wena naszła. W 2012 roku mieliśmy zjazd szkolny i trzeba było napisać i powysyłać zaproszenia do nauczycieli, koleżanek i kolegów. Wtedy poukładałam takie wierszyki, no i to był początek. Ktoś zauważył, że potrafię to zrobić i zaczęli mnie prosić, abym napisała jakiś wierszyk na taką, czy inną okoliczność. Gdy moja koleżanka z dzieciństwa – Teresa, obchodziła czterdzieste urodziny, napisałam cztery strony A4. To było o jej życiu i wszystko się rymowało. Kiedy to czytała, aż się popłakała. Mieszkałyśmy przy jednej ulicy, więc dużo o niej wiedziałam. Teraz jest we Włoszech.
Od tamtego czasu pani Alina napisała już setki dłuższych lub krótszych wierszy bądź wierszowanych życzeń. Jedne, od siebie – dla najbliższych, przyjaciół, inne można by rzec – na zamówienie.
– Gdy tylko na Facebooku wyświetliło mi się, że moja koleżanka Grażyna ma urodziny, to natychmiast napisałam i przesłałam jej życzenia: „Koleżanko droga, życzę Ci dobrego zdrowia. Żebyś się często uśmiechała, dobry humor miała, a nasza przyjaźń wiecznie trwała” – odczytuje z telefonu. – Ale nie piszę dla każdego, czyje urodziny się wyświetlą. Robię to wtedy, gdy wiem, że osoba ta odbierze to pozytywnie.
Ale nie zawsze tak jest, że pomysł na życzenia, czy okolicznościowy wiersz rodzi się od razu.
– Gdy niedawno jedna z pań z gminy odchodziła na emeryturę, dwa dni wcześniej pracownice poprosiły mnie, abym na tę okazję coś napisała – opowiada nasza rozmówczyni. – A ja wtedy miałam jakiś ciężki dzień i żadne myśli nie przychodziły mi do głowy. Zadzwoniłam do nich i powiedziałam, żeby znalazły coś w Internecie, bo ja teraz nic nie wymyślę. Zrozumiały to i nie miały pretensji.
Najczęściej pomysły na wiersz rodzą się niezaplanowane. Wena nie mówi, o której przyjdzie. Przeważnie zjawia się nagle.
– To nieważne, czy człowiek ma robotę, czy odpoczywa – wyjaśnia pani Alina. – Nagle pojawia się jakaś myśl, więc dobrze ją natychmiast zapisać, bo za chwilę można już zapomnieć. Gdy jeszcze pracowałam, zawsze miałam w kieszeni kartkę i długopis. I jak coś się w głowie utworzyło, od razu zapisywałam. Kiedyś wracałam z pracy do domu. W myślach powstały jakieś zwrotki, więc gdy tylko otworzyłam drzwi, powiedziałam do męża: „Nie odzywaj się teraz do mnie”. On spojrzał, a ja za długopis i już zapisuję. Bo jak pomysł ucieknie z głowy, a później chce się go odtworzyć, to zawsze wychodzi coś innego, co mi nie pasuje. I tak to działa.
Mówi, że aby napisać wiersz o jakiejś osobie, trzeba o niej sporo wiedzieć. A im więcej się o niej wie, tym łatwiej się tworzy.
– Bo trzeba napisać to, co jest prawdą, a nie jakieś rzeczy zmyślone – mówi. – I należy to zrobić tak, żeby nikogo nie skrzywdzić, nie obrazić, żeby wszystko pasowało. I ludzie, szczególnie ci, o których piszemy, byli z tego zadowoleni. Niedawno córka mojej koleżanki, mieszkająca we Wrocławiu, poprosiła, abym napisała wiersz dla jej pracodawcy, który żenił się. Powiedziałam jej, że ja nic o nim, ani jego przyszłej żonie, nie wiem. Ale bardzo prosiła, więc zgodziłam się. I potem przesyłała mi o nich informacje, jak się nazywają, skąd pochodzą, gdzie będzie ślub, jakie wesele i wiele innych. Napisałam jej to i wysłałam.
Ale pisze nie tylko o ludziach. Tematem jej wierszy stają się też niektóre wydarzenia lokalne, szczególnie te, w których sama uczestniczy. Od kilku lat Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Skomlińskiej organizuje rodzinne pikniki rowerowe. Pani Alina była prawie na wszystkich. I na każdy napisała okolicznościowy wiersz. W nagrodę za promocję tej imprezy otrzymała już od Stowarzyszenia książkę o Skomlinie, a ostatnio kubek.
Stara się, aby temat wiersza przedstawiony był z humorem, aby wszystko w nim dobrze się rymowało, a na twarzach słuchaczy lub czytelników pojawiał się uśmiech.
– Bo ja chcę, by było wesoło, a ludzie zadowoleni – przyznaje. – Sama też lubię się śmiać, tańczyć, a nawet się wygłupiać.
Ale zdarzało jej się pisać również wiersze smutne, pożegnalne dla tych, którzy już odeszli.
– Napisałam taki wiersz po śmierci męża mojej koleżanki, tej która jest we Włoszech, bo to był nasz naprawdę dobry przyjaciel – wspomina. – Napisałam też na pożegnanie koleżanki z klasy, która była na tym zjeździe w 2012 roku, a trzy miesiące później zmarła. Kiedy dwa lata temu odeszła moja siostra, chciałam też ją pożegnać wierszem, ale nie przeczytałam go na pogrzebie. Ciągle go mam w swoim telefonie. I kiedyś, jak pojadę na jej grób, a będę sama, to chyba jej ten wiersz przeczytam. Bo to we mnie siedzi – zdradza ze smutkiem pani Alina.
Przez te kilkanaście lat napisała już setki wierszy na różne okazje. Ma je zgromadzone w swoich szufladach.
– Nasz przyjaciel z Czastar często mnie namawiał: „Ala, ty je przepisz i wydamy książkę. Ja ci w tym pomogę” – wspomina. – Ale nie wiem, czy to jest warte zachodu, bo ja nie uważam się za żadną poetkę. Dla mnie liczy się to, że ktoś się cieszy, gdy mu coś napiszę. Mnie to sprawia większą radość, niż wydany tomik. Czasami do tych wierszy w szufladach wracam. To jest wzruszające, jak czytam, to co kiedyś komuś napisałam, a tego kogoś już nie ma.
Pani Alina nie raz zastanawiała się, komu zawdzięcza tę nie tak znowu częstą umiejętność. I doszła do wniosku, że chyba swojemu tacie. On co prawda nie pisał wierszy, ale miał podobne, wesołe, pełne niesamowitych pomysłów usposobienie.
– Gdy byłam jeszcze w przedszkolu, to przyprowadził do domu całą cygańską rodzinę i pozwolił jej u nas zamieszkać – opowiada. – Mieli tu swój pokój. Mamie tłumaczył: „Stasia, Cyganie nie mają gdzie mieszkać”. Pamiętam, że nawet kury u nas hodowali. A Cyganka ciągle do nas przychodziła i pożyczała, to sól, to cukier. Kurom nie ucinała łbów tylko je ukręcała. Pamiętam też, jak na podwórku w piasku bawiłam się z małą Cyganeczką. Nie wiem, jak długo u nas mieszkali, ale mama nie była z tego zadowolona i tata kazał im się wyprowadzić. Być może stąd jest u mnie tak wielkie zamiłowanie do cygańskich klimatów. Podobają mi się te ich piosenki, te stroje. Chętnie pojechałabym gdzieś na ich koncert. A może nawet z nimi, tymi taborami.
Pani Alina ma radosne usposobienie. Kocha śmiech. Jej ulubione programy w telewizji to kabarety.
– Mąż woli oglądać programy historyczne, filmy o pancernych, „Stawkę większą niż życie – mówi. – Ale, kiedy już pójdzie spać, a w telewizji jest coś kabaretowego, to przełączam i oglądam. Jak w domu jest młodszy syn Rafał, to do tego się przyłącza i oglądamy razem. Ma to chyba po mnie.
Sama też lubi występować na scenie. Aktywnie udziela się w Klubie Seniora, który działa przy Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Skomlinie, gdzie wraz z koleżeństwem przygotowuje różne scenki.
– Bo ja muszę wychodzić do ludzi – uśmiecha się. – Ja się cieszę tymi spotkaniami w Klubie Seniora, tym, że przygotowujemy jakieś przedstawienia. W któreś andrzejki przyjechali do nas seniorzy z Ostrówka. Zrobiliśmy dla nich kabaret. Wszystko było dograne, rymowało się. A ja byłam przebrana za … Cygankę. Ostatnio zagraliśmy skecz na Dzień Babci i Dzień Dziadka. Też w nim wystąpiłam. Byłam wnuczkiem Frankiem. Mąż mnie nieraz ucisza, że się wygłupiam. Ja mu tłumaczę, że przecież niczego złego nie robię tylko się pośmieję, pożartuję. Ale w naszym ostatnim przedstawieniu też wziął udział. Był dziadkiem.
Alina Idasiak mówi, że swoje wiersze będzie pisać dopóty, dopóki pozwalać jej na to będzie poetycka wena. Więc życzmy jej, by trwała ona jak najdłużej.
Fot.: Elżbieta Wodecka
***
Specjalnie dla Państwa, pani Alina napisała swój życiorys w wierszowanej formie:
To tu się urodziłam, tu do szkoły chodziłam,
tu przeżyłam dziecięce lata, tu była mama i tata.
A kiedy podrosłam, to do szkoły poszłam,
pilnie się uczyłam i szkołę ukończyłam.
Gdy 15 lat miałam, to przystojnego chłopaka poznałam,
latał za mną jak szalony, bo szukał żony.
Nie minęły cztery lata, a syn wołał: tata.
Mam męża, dzieci, wnuczęta i to są moje szczęścia.
Długie lata w urzędzie gminy pracowałam, emerytury doczekałam.
I cóż więcej trzeba? Tylko zdrowia i spokojnego nad głową nieba.
Warto wspominać, warto marzyć, bo nie wiadomo, co się może zdarzyć.
Zdjęcia:
1/ Alina Idasiak od kilkunastu lat pisze wiersze. I sobie, i ludziom sprawia nimi dużą radość
2/ – 3/ Kocha cygańskie klimaty. I jeśli tylko ma okazję, przebiera się za Cygankę