Pan Łukasz ze Skomlina skarży się na fetor, jaki powodują przejeżdżające koło jego domu cysterny samochodowe wożące gnojowicę. Wywożona ona jest z gospodarstwa rolnego zajmującego się hodowlą trzody chlewnej. Znajduje się ono kilka kilometrów za Skomlinem w kierunku Parcic.
– Auta te jeżdżą tu bardzo często – rozpoczyna pan Łukasz. – Wożą nimi gnojówkę od tych świń na pola. Dzisiaj zaczęli już od szóstej rano i jak tu przejeżdżają, to mocno ją czuć. A nieraz tak jeżdżą, aż do wieczora. Niech pani sobie wyobrazi, człowiek je śniadanie lub obiad, ma otwarte okno, bo jest gorąco, a tu taki smród wlatuje do domu. Nie wiem, jak w innych miejscach Skomlina, ale u mnie jest najgorzej, gdy wiatr wieje od zachodu.
Mężczyzna uważa, że jednym z powodów tego odoru jest to, że w czasie napełniania beczkowozów w gospodarstwie, sama cysterna również oblewana jest gnojowicą.
– I potem, jak wyjeżdżają one stamtąd takie brudne, ta gnojówa wszędzie się trzyma i smród jest, że masakra – mówi. – A jak wracają z pola, szczególnie po deszczu, to znów koła oblepione są błotem zmieszanym z tą gnojowicą. I też śmierdzi.
Jak podkreśla nasz rozmówca, bywają też i inne przypadki.
– Kiedyś przejeżdżała pełna cysterna. Miała niedomknięty zawór i tamtędy wylewała się gnojowica na drogę. Krzyknąłem do kierowcy, to zatrzymał się i zamknął ten zawór. A niedawno to za Sedalem rozlewnię sobie zrobili. Stanęła tam cysterna, obok traktor z beczką i przelewali tą gnojowicę z cysterny do traktora. Smród przy tym był niesamowity. Wożą to przeważnie latem i jesienią. Kończą chyba w listopadzie. Nie zauważyłem, żeby wozili zimą.
Gnojowica, czyli przefermentowane odchody zwierząt hodowlanych, a w tym wypadku świń, to doskonały nawóz organiczny i jako taki wywożona jest na pole. Niestety, po wywiezieniu daje o sobie znać swoim zapachem roznoszącym się w powietrzu.
– Ten smród najgorszy jest po deszczu, jak się już zrobi ładna pogoda, bo wtedy to wszystko zaczyna parować – macha ręką pan Łukasz. – Ostatnio rozlano gnojowicę gdzieś tu niedaleko. Pewnie ktoś ją zamówił. Akurat mój dalszy sąsiad rozwiesił pierzyny do wietrzenia i pranie. A potem musiał prać od nowa, bo od tego fetoru wszystko zaśmierdło.
Sebastian Kania, właściciel gospodarstwa, uważa, że gnojowica przewożona w cysternach jest dobrze zabezpieczona i na zewnątrz nie powinna śmierdzieć.
– Może śmierdzieć wtedy, gdy jest rozlewana na polach – tłumaczy. – Ale i w tym wypadku staramy się, aby zgodnie z przepisami prawa została w ciągu dwudziestu czterech godzin przykryta ziemią. Dbają też o to sami rolnicy, bo jeśli tego się szybko nie zagarnie, to zawarty w gnojowicy azot, ucieka w powietrze. A to tak, jakby pieniądze parowały. Więc im szybciej się zagarnie, tym mniejsze są straty. Natomiast, kiedy gnojowica zamknięta jest w cysternach i przewożona na przykład przez Skomlin, to na zewnątrz już nie śmierdzi. Tyle lat w tym pracuję i proszę mi wierzyć, że jak się wylewa na pola, to zawsze jest jakaś emisja w powietrze i ten zapach będzie czuć. Ale nie wtedy, gdy wozi się zamkniętymi cysternami. A co do tego, że ona leje się lub kapie z beczkowozu, to mieliśmy taką sytuację dwa, czy trzy lata temu. Ale była to minimalna ilość. Natychmiast drogę uprzątnęliśmy i zmyli. Nie po to ładuje się beczkowóz do pełna, żeby na pole zawieźć jedną trzecią, a reszta wylała się po drodze. To jest niemożliwe.
Rolnik mówi, że tego „śmierdzącego problemu” nikt mu do tej pory nie zgłaszał.
– Nie chcę nikomu uprzykrzać życia i nie potrzebuję z nikim walki – kontynuuje. – Ale teraz jest okres wywożenia gnojowicy i trzeba to zrobić, bo zbliża się okres siewów. Ludzie już zaczynają siać rzepaki, za chwilę będą żyta, więc należy pola nawozić, aby był dobry plon. A nawozów sztucznych brakuje i są bardzo drogie. Dlatego, żeby nie zabrakło żywności, trzeba jak najbardziej korzystać z gnojowicy. Ze strony tych, którzy skarżą się na ten odór, potrzebne jest troszeczkę pokory i zrozumienia. Może to nie jest nasz wspólny interes, ale na pewno jakieś wspólne dobro.
Problemem innej natury, na który zwrócił uwagę pan Łukasz, jest to, że przejeżdżające obok jego domostwa cysterny i inne ciężarówki, niszczą drogi.
– Wszystkie te duże samochody bardzo je rujnują przez to jeżdżenie – pokazuje. – Mój budynek pęka od tego. Nie wiem, jak tę sprawę można załatwić.
– Ja na dojazd do swojego gospodarstwa mam zgodę powiatu – mówi Sebastian Kania. – Ale jeżdżą tam również inne ciężarówki, na przykład w kierunku drogi S8 i nikt na to nie zwraca uwagi.
W sprawie nośności ulic przebiegających przez Skomlin, po których jeżdżą cysterny, kierownik Powiatowego Zarządu Dróg w Wieluniu Bartłomiej Panek, poinformował, że ulice Tysiąclecia i Wieluńska są drogami zbiorczymi (kategoria Z) i nie ma na nich ograniczenia tonażu. Natomiast ul. Mickiewicza prowadząca ze Skomlina w kierunku Parcic, jest drogą lokalną (kat. L) i mogą z niej korzystać tylko samochody do 12 ton. Wyjątkiem są te, które jeżdżą na wysypisko śmieci oraz do wspomnianego gospodarstwa. Dla nich nie ma ograniczeń.