Mieszkaniec Bieńca, Sylwester Paluszczak, nie może swobodnie dojechać do własnych pól. Z jednej strony droga gminna nr 177 została decyzją sądu zasiedzona, a z drugiej jest zbyt wąska, aby swobodnie móc poruszać się ze sprzętem rolniczym.
Jak to się stało, że droga gminna pojawia się i znika? To podobno wszystko za sprawą działania sądów.
– Droga gminna, patrząc od strony, mojego domu, na długości ok. 400 metrów została zasiedzona przez sąsiada w tym roku – relacjonuje Sylwester Paluszczak z Bieńca Małego.
– Potem kawałkiem ta droga znowu jest, jakieś 40 metrów, pośrodku niczego, a potem znowu jej nie ma, i znów jest… Tylko o wiele węższa niż powinna. Uważam, że to jakiś absurd – denerwuje się młody mieszkaniec Bieńca Małego.
Wójt gminy Pątnów, Jacek Olczyk, podkreśla, że samorząd nie ma w planach poszerzać istniejącej drogi.
– Pan Paluszczak ma dojazd do swojego pola drugą drogą, od strony rzeki Warty, jest ona przejezdna, choć mam wrażenie, że nikt z niej od wielu lat nie korzysta – zaznacza wójt.
– W swoim fragmencie stanowi element naturalnego wąwozu i położona jest częściowo na terenie Załęczańskiego Parku Krajobrazowego. Można to sprawdzić, podczas wizji w terenie – uzupełnia włodarz.
Paluszczak pokazuje, że trakt jest zbyt wąski, aby dojechać tam rolniczym sprzętem. Droga się urywa, podobnie jak ta biegnąca od strony wsi.
Mieszkaniec Bieńca wskazuje słupki, które teoretycznie znaczą szerokość drogi, jednak w praktyce, są miejscami nawet kilkadziesiąt centymetrów oddalone od pobocza. Paluszczak wspomina, że w 2004 r. spór dwóch ówczesnych właścicielek działek, do których jedyny dojazd stanowiła droga nr 177, rozstrzygał sąd. Wyrok w sprawie spowodował, że zlikwidowano oddzielający te działki fragment drogi gminnej.
Droga zamieniona w pole
– Sąd tak był skupiony na rozgraniczeniu między tymi paniami, że pominął drogę i włączył ją w działki zwaśnionych stron – opowiada Sylwester Paluszczak.
– W tym roku geodeta, powołany przez gminę Pątnów, do rozgraniczenia kolejnych fragmentów tej drogi dziwił się, jak to się mogło stać. Zaproponował więc, żeby tę drogę przywrócić, w miejscu gdzie była do 2004 roku. Musiałoby się to odbyć z powrotnym uszczupleniem tych samych działek. W międzyczasie jedną z nich nabył właśnie Paluszczak.
– Byłem skłonny przystać na tę propozycję – twierdzi.
– Z kolei właścicielka drugiej działki nie zgodziła się na nią i uznała, że jak chcemy drogi, to nie kosztem jej działki, a tylko mojej. Również według geodety to bezsensowne i sztuczne, by droga dojazdowa nagle musiałaby skręcać o 90 stopni. Granica między nieruchomościami, została zaorana przez właścicielkę drugiej działki. Mimo, że ten sam geodeta, przy nas wszystkich wskazywał gdzie ona przebiega – dodaje.
Reasumując, do jednego kawałka pola od strony rzeki Sylwester Paluszcak dojedzie, ale….
– Są słupki stabilizacyjne, droga powinna być poszerzona. Ale ciągle słyszę, że może, że kiedyś – opowiada przedsiębiorca.
– Ostatnie obietnice były, że jakiś fragment poszerzą mi do końca roku 2021 r. – wspomina poirytowany.
– Oczywiście nie miało to miejsca, mimo, że prosiłem i tłumaczyłem wójtowi, że mam materiał nasadzeniowy. Teraz już wójt każe mi sobie radzić samemu. Wspomina, że dawniej końmi tu wjeżdżano. Radzi podjeżdżać traktorem 30-tką. Ale ja nie mam ani konia, ani takiego traktora. Może powinienem sam wziąć szpadel i poszerzyć tę drogę, do szerokości zgodnej z mapami geodezyjnymi – zastanawia się.
I tym sposobem, aby dojechać do dalszych pól, rolnik korzysta z uprzejmości jednego z sąsiadów.
– Sąsiad z drugiej strony powiedział, że mogę, gdy tam nic nie rośnie. Korzystam z tego, żeby chociaż to pole talerzować czy przeorać. Nic tam nie sadzę, ani nie sieję. Nie mam gwarancji, że będę miał tam jak dojechać z opryskami. Uprawiam kwiaty, których cięcie następuje np. w czerwcu czy lipcu – podkreśla Paluszczak i narzeka na współpracę z gminą…
– Z panem wójtem dziwnie mi się rozmawia. Ja do niego mówię, pytam, a on się uśmiecha, składa obietnice bez pokrycia – twierdzi mieszkaniec Bieńca.
Zaorał drogę gminną
Sylwester Paluszczak uważa, że gmina nie dopilnowała sprawy zasiedzenia drogi od strony wsi.
– Długi czas chodziłem do gminy i prosiłem o poszerzenie drogi do jej administracyjnych granic, na tych odcinkach, gdzie już od dłuższego czasu były stałe punkty graniczne – podaje.
– Okazało się, że w międzyczasie kolejny sąsiad złożył w sądzie wniosek o zasiedzenie tej drogi, którą jeździliśmy. Nikt nas, ani mnie, ani innych mieszkańcom, korzystającym z tej drogi, o tym nie poinformował. Tylko jedna z urzędniczek się trochę wygadała, a reszty domyśliłem się sam i sprawdziłem – komentuje Sylwester Paluszczak.
Mieszkaniec Bieńca podaje, że po dwóch czy trzech latach sąsiad uzyskał korzystny wyrok.
– Gmina się nawet nie odwołała, wbrew zapowiedziom od tego orzeczenia – wyrzuca samorządowcom.
-.Nie wiem do końca dlaczego. Pan wójt przyznał, że zapomnieli i co może mi więcej powiedzieć.
Dla mnie to jest niezrozumiałe, zeznawałem zarówno ja, jak i inny sąsiad który mieszka tuż obok tej drogi, że z niej korzystaliśmy. Mówiłem, że tamtędy dojeżdżam do pola, a wyrok i tak zapadł o zasiedzeniu. Tym samym orzeczeniem sądu pozbawiono nas ostatniego odcinka, którym mogliśmy dojeżdżać do pól, mimo, że każda działka musi mieć zapewniony taki dojazd.
Tymczasem wójt Olczyk podaje, że decyzja w sądzie zapadła uwzględniając lata wcześniejsze.
„Faktem jest, że Sąd Rejonowy w Wieluniu stwierdził, że „sąsiedzi Pana Sylwestra Paluszczaka” nabyli przez zasiedzenie już z dniem 26 marca 2012 r. niewielki fragment działki nr 177/1 o powierzchni 0,1555 ha” – wyjaśnia pisemnie samorządowiec.
„Gmina nie wnosiła apelacji od tego postanowienia, gdyż z materiału dowodowego wynikało jednoznacznie, że od 30 lat fragment działki gminnej znajdował się w posiadaniu samoistnym „sąsiadów Pana Paluszczaka” i ich poprzedników prawnych, a następnie został przez nich zaorany i stał się częścią ich gospodarstwa rolnego. Stan taki trwał przez ponad 30 lat, co spowodowało, że doszło do zasiedzenia przez nich tego fragmentu działki, ze skutkiem na dzień 26/3/2012 r., zanim zostałem wójtem gminy Pątnów. Konsekwentnie zatem, biorąc pod uwagę stan faktyczny sprawy, opinie prawnika i prognozowane koszty prowadzenia ewentualnego postępowania apelacyjnego, gmina odstąpiła od wnoszenia apelacji’’.
Sylwester Paluszczak rozkłada ręce.
– Pozostało mi jedynie wystąpienie do sądu o ustanowienie służebności dojazdu, bo wójt z rozbrajającą szczerością powiedział, że muszę sobie radzić sam.
– Pytanie czy sąd ustanowi taką służebność na najprostszym i najkrótszym wariancie, tak jak do tej pory było, a łączna długość mojej drogi od gospodarstwa do tych działek będzie wynosić około 450 metrów, czy może pójdzie w ślad gminy i zdecyduje tak, że jedyny dojazd do działek będzie dookoła, od drugiego końca tej drogi i będzie wynosił 3,5 km.
Mieszkaniec Bieńca nie kryje rozgoryczenia.
– Tak właśnie w gminie typowo wiejskiej traktuje się rolników. Proponując im dojazd siedem razy dłuższy niż dotychczasowo, który i tak urywa się i nie zapewnia dojazdu do pól. Jedyne na co można liczyć, to podwyżki lokalnych podatków i opłat. Jak nie zapłacisz to gmina odda sprawę do windykacji. Ale gdy gmina nie zadba o drogi gminne czy dojazdowe do pól, mimo tylu próśb, to w sumie nikt nie ponosi żadnej odpowiedzialności – podsumowuje.