Danka – tak nazywa się dynia, która zapewniła Marcinowi Stępniowi z Wydrzyna (gm. Czarnożyły) pierwsze miejsce w konkursie na największą dynię w kraju i 197. pozycję na świecie. Warzywo ma ponad 600 kg.
1 października, w Krapkowicach (woj. opolskie), odbył się festiwal dyni Bania Fest. W kategorii najcięższego warzywa rywali pokonała Danka Marcina Stępnia. Dumny hodowca przyznaje, że inspirował się zdjęciami olbrzymich dyń, znalezionymi w Internecie. Zaciekawiły go tak bardzo, że postanowił spróbować swoich sił i wyhodować coś podobnego we własnym ogródku. Udało się już w pierwszym roku.
– Nie mam jakiegoś sekretnego sposobu – opowiada skromnie Marcin.
– Glebę trzeba już wczesną jesienią przygotować na przyszły rok, potem zaczynamy na wiosnę dość wcześnie. Kiełkujemy nasiona w domu, następnie zaczynają rosnąć sadzonki. Potem trzeba je wysadzić do tunelu. To pod koniec kwietnia, do połowy maja, zależnie od pogody.
Dynia z Wydrzyna ostatecznie trafiła na pole. Jak zaznacza Karina Stępień, żona Marcina, to ewenement, aby taki okaz udało się wyhodować pod chmurką. Zazwyczaj tak ogromne dynie rosną w tunelach. Małżonkowie zgodnie przyznają, że warzywo wymagało od jej właściciela sporo zachodu.
– Trzeba do niej codziennie zaglądać – relacjonuje Stępień. Podobno namawiał warzywo, aby nie pękło.
– Należy cały czas kontrolować nawodnienie. Nie można jej podlać zbyt mocno, jeśli wiadomo, że będzie padać. Gdy dostanie za dużo wody, to może pęknąć i wtedy na konkurs się nie nadaje.
– Mąż dużo czasu poświęcił i włożył sporo serca, aby był taki efekt – nie kryje dumy Karina.
– I już to, że wyhodował tak duży okaz pod gołym niebem jest sukcesem. Tym bardziej, że w tym roku pogoda nie sprzyjała hodowcom dyń.
Dowiezienie warzywa na konkurs do Krapkowic wymagało zabiegów logistycznych.
– Pojechała na palecie, została załadowana ładowarką i spięta pasami – podaje właściciel.
Teraz dynia pojedzie jeszcze do Wrocławia, na wystawę w ogrodzie botanicznym, a potem zostanie rozkrojona na nasiona. Warzywo nie zostało wyhodowane w ekologiczny sposób, więc miąższ nie będzie spożytkowany na cele kulinarne.
– Nie jest powiedziane, że dynia będzie miała dużo nasion – informuje właściciel warzywa.
– Zdarza się, że w takich dużych okazach nie ma ani jednego. Czasami jest 50, czasami 200.
Rodzina raczy się daniami z dyni, przygotowanymi z ekologicznej, własnej uprawy.
– Szczególnie smakują nam zupy kremy, syn, dwuletni Marcel, lubi, my z mężem też się zajadamy – opowiada Karina.
– Zupę przyrządzam najczęściej z dyni hokkaido. To odmiana, której nie trzeba obierać, skórka jest miękka. Zazwyczaj kroję ją, posypuję przyprawami i daję do piekarnika. Wtedy takie fajne orzechowe nuty się wydobywają. Później idzie do garnka, zalewana jest bulionem. Jak się już poddusi blenduję. Jeśli ktoś lubi, można jeszcze taką zupkę zabielić – podaje przepis Karina Stępień.